poniedziałek, 11 listopada 2013

Po pierwszym dniu, czyli zabierzcie ode mnie tego kota

Niedziela była męcząca. Bardzo. Wyciągnęliśmy cały koci osprzęt, napełniliśmy kuwetę żwirkiem, do miseczek daliśmy jedzenia. To na mnie przypadł obowiązek przyuczania kota do kuwety. Na szczęście bardzo szybko załapał i teraz już sam z własnej woli galopuje do niej. Wczoraj dostał do jedzenia saszetkę z mięsem dla dorosłych kotów, bo niczego innego nie było w domu. W nocy, kiedy mój brat go przyniósł, dostał jeszcze mleka krowiego i prawdopodobnie połączenie tych dwóch składników wywołało u niego biegunkę. Na szczęście nie była to biegunka z serii "gdzie kot siądzie, tam plamę zostawi". Biegł do kuwety i robił tylko w niej. Wpadłam w lekką panikę, ponieważ przypomniał mi się mój kot w ostatnich dniach życia. Pojechałam do sklepu zoologicznego i kupiłam specjalną karmę dla kociaków do 12 miesiąca życia. Kiedy wróciłam, od razu odmierzyłam odpowiednią, dzienną porcję (waga kuchenna to był bardzo dobry zakup) i podałam mu. Rzucił się na chrupki i jadł łapczywie. Dostał też 2 łyżeczki specjalnego mleka dla kotów. Później zauważyłam, że nie chce pić wody, więc jeszcze jedną łyżeczkę mleka wlałam mu do tej wody. Chłeptał z rozkoszą.A potem to już biegł jak szalony, gonił za piłeczką, za sznurkiem, spał, znowu zabawa, sen, zabawa, sen. Pod wieczór byłam niemal pewna tego, że muszę mu znaleźć nowy dom, bo nie dam rady z takim małym kotem. Od razu zamieściłam ogłoszenie na Fejsbuku i wrzuciłam najbardziej cudowne zdjęcia Klopsika.
W nocy kot został razem z kocykiem, który mu oddaliśmy na legowisko i kuwetą, oddany do pokoju swojego "tatusia". Prawdopodobnie mój brat nie słyszał, że mały miauczy albo utrudnił mu zejście z łóżka: efekt był taki, że kot zamiast do kuwety załatwił się na łóżku mojego brata. Świeżo upieczony tatuś nie był specjalnie szczęśliwy z tego powodu, ale już nic nie mówił, w końcu to on sprowadził kota do domu.

Dzisiaj Klopsik jadł chrupki aż mu się uszy trzęsły. Jadł dużo, ale w ogóle nie chodził do kuwety. Kolejny raz wpadłam w panikę, byłam pewny, że ma zaparcie. Kolejne czarne myśli, szukanie całodobowego weterynarza. Na szczęście, w trakcie jednej z zabaw, Klopsik miauknął i pogalopował do kuwety. Zostawił w niej "twarde dowody", więc kamień spadł mi z serca.
Na ogłoszenie o Klopsiku odpowiedziała moja koleżanka. Bierze go z miejsca, akurat przeprowadza się do mieszkania i chce mieć zwierzaka. Miałam zamiar odpisać jej od razu, że jasne, bierz, przyjeżdżaj, ale spojrzałam na kotka, który akurat wtulony we mnie, usnął na siedząco i ... nie mogłam jej odpisać, żeby go zabrała. 
Zaczęłam płakać. Już nie wiedziałam właściwie za czym. Czy dlatego, że nie chcę oddać Klopsika. Czy za Filonem. Czy przypomniały mi się ostatnie dni życia mojego ukochanego kota. Słowem, ryczałam strasznie. Pojechałam odwiedzić znajomych, żeby sobie na spokojnie przemyśleć, czy chcę mieć kota czy nie. Kiedy wróciłam od razu napisałam do koleżanki, że Klopsik jest jej i może po niego przyjechać choćby jutro. Koleżanka zaczęła planować podróż autobusem i ogólnie logistykę tego przedsięwzięcia, ale wtedy akurat jej ojciec zadeklarował się, że podjedzie z nią do mnie w czwartek, żeby kota nie męczyć i nie stresować autobusem. Zgodziłam się. Ale zastrzegłam, żeby się nie zdziwiła, jeżeli w środę wieczorem jej napiszę, że kota zostaje u mnie. Na szczęście zrozumiała moje obawy.

Dzisiaj Klopsik zostaje na noc na dole, czyli w dużym pokoju. Nie ma sensu przenosić go do pomieszczenia, którego nie zna i gdzie nie pamięta miejsca kuwety. Zobaczymy co to będzie, czy będzie piszczeć i co zastaniemy rano :P

Klopsik zamyślony

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz