Kot zajmuje dużą część mojej uwagi. Nie posunęłam się dalej z pracą magisterską, bo musiałam zajmować się kotem, na szczęście pani profesor zrozumiała moje problemy z organizacją czasu.
W czwartek Szpilka była sama w domu do 15:00. Trochę się stresowałam, czy przypadkiem nie zastanie mnie zdemolowane mieszkanie. Wchodzę do domu - cisza. Rozbieram się i idę do dużego pokoju. Szpilka rozwalona na kanapie leniwie otworzyła jedno oko i spojrzała na mnie po czym polizała łapkę i poszła dalej spać. Daję słowo, ten kot zachowuje się tak, jakby był już u nas od wieków.
W piątek też była dość długo sama. Kiedy wróciłam, znalazłam ją śpiącą na swoim kocyku, który włożyłyśmy do starego legowiska mojego poprzedniego kota, obecnie legowiska Szpilki. Podniosła łepek, spojrzała na mnie i na moją mamę zdziwiona, i poszła dalej spać ;)
Z czwartku na piątek kot odwiedził mnie w pokoju już o 5:30, władował się do razu do łóżka i poszedł spać. Tę noc przespała ze mną całą. W pokoju znalazła się już po północy, od razu poleciała za mną, kiedy szłam do pokoju. Jak tylko rozścieliłam łóżko od razu do niego wskoczyła, ułożyła się na środku i zwinęła w kłębek. Wzięłam ją na ręce i ułożyłam w zgięciu ramienia. Jeszcze bawiła się z 5 minut, ale potem padła, zaczęła mruczeć i zasnęła. Rano (7:30) obudziłam się. Kot nadal spał. Powoli wstałam i poszłam do toalety. Kiedy wróciłam kot już był w trakcie walki z moją straszną kołdrą. Nagle Szpilka miauknęła, zeskoczyła z łóżka i pognała na schody. Usiadła na pierwszym, spojrzała w dół i miauknęła znowu. Wzięłam ją na ręce, zeszłam po schodach i wrzuciłam do kuwety. Od razu się załatwiła. Ta sytuacja dosyć jasno wskazuje na to, że z kuweta nie będzie już problemów ;P. Zostawiłam ją na dole i dowlokłam się nieprzytomna do pokoju. Po chwili kotka wgalopowała do mojego pokoju i ślizgiem wpadła pod łóżko. Wstałam jeszcze raz, poszłam do dużego pokoju po jej zabawkę (myszka na elastycznym druciku, najlepszym zakup za 10 zł. - jak ją zobaczy to z kotem jest spokój, atakuje ją do upadłego), wróciłam do mojego pokoju i zaczęłam się z nią bawić. Właściwie to nie była do końca aktywność z mojej strony. Położyłam się z powrotem w łóżku, zrzuciłam zabawkę na podłogę, a koniec drucika trzymałam w ręce. Łapałam ostatnie chwile snu, a kot szalał bez mojej pomocy.
Kiedy schodziłam na śniadanie, postanowiłam nauczyć Szpilkę schodzić po schodach. Wzięłam myszkę na druciku i zaczęłam ją powoli zsuwać po schodach. Nagle okazało się, że kot złazi ze schodów z prędkością światła. Kotka chyba bardzo ucieszyła się z nowej umiejętności, bo teraz nie ma szans utrzymać jej w jednym miejscu, lata po schodach jak głupia. Słychać tylko delikatnie stukanie, a na sam koniec "łubudy", kiedy poplączą jej się łapy i sturla się z dwóch ostatnich schodków.